wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 3

        
       Kiedy otworzyłam oczy było jeszcze ciemno. Ogień w kominku wygasał, a z pomieszczenia obok czuć było zapach mięty. Przeciągnęłam się na łóżku, próbując przypomnieć sobie, gdzie tak właściwie jestem. No tak... Szłam przecież do cioci po książki, gdy zauważyłam, że ktoś mnie śledzi. Zaczęłam uciekać, a potem... Odwróciłam się na drugi bok, czując, jak ból rozchodzi się po moim przedramieniu. Jasne. Potem zostałam zaatakowana. Pobita. Zraniona nożem. I uratowana przez chłopaka w kapturze. Właśnie, gdzie on się teraz podziewa...
        Wtedy ujrzałam wchodzącego do pokoju Alexa. Spojrzał na mnie, po czym przeniósł wzrok na moją rękę, szczelnie owiniętą białym płótnem.
        - Dzień dobry, królewno - uśmiechnął się kpiąco.
        - Witaj, Robin Hoodzie - odparłam, ripostując. Chłopak zaśmiał się, tym razem szczerze, a następnie usiadł przy mnie na łóżku.
        - Lepiej ci już? - zapytał.
        - Myślę, że tak, ale nadal trochę boli.
        - I będzie jeszcze przez jakiś czas. Ślad po nożu nie łatwo się goi.
        - Która godzina? - spytałam, zmieniając temat.
        - Piąta rano. Najlepszy czas na polowanie.
        - Polowałeś? - zdziwiłam się. Kiwnął głową, wskazując na łuk i kołczan ze strzałami, wiszący nad kominkiem.
        - Między trzecią a czwartą, wiele zwierząt zbiera się przy strumieniu. Zazwyczaj są to zające lub dzikie króliki, czasem zdarza się lis. W zeszłym tygodniu trafił mi się młody jeleń - oznajmił Alex, wyraźnie zadowolony ze swych osiągnięć. Pokiwałam głową z uznaniem.
        - Skąd wziąłeś łuk i strzały? - zapytałam, przypominając sobie, że były to proste drewniane, ostro zakończone patyki, a nie strzały z kamiennymi grotami.
        - Sam je zrobiłem - odpowiedział, a ja uniosłam brwi w pytającym geście.
        - Tylko mi nie mów, że tego też nauczył cię tata.
        - Owszem. I jestem mu za to ogromnie wdzięczny. Dzięki tej broni mogłem przetrwać. Polować. Bronić się.
        - Oh. To... fajnie. Mój ojciec nie żyje. Zmarł, gdy byłam mała. Wychowywała mnie mama, a ona jest... zagorzałą przeciwniczką wszelkiej broni - uśmiechnęłam się na wspomnienie o mamie.
        - No cóż, jakkolwiek by nie było, właśnie ta broń zapewniła nam dzisiaj pyszne śniadanie - zakończył dyskusję Alex. - Chodź.
        Wstałam i przeciągnęłam się, odginając plecy do tyłu, a następnie uniosłam nogę na wysokość brody.
        - Masz wyjątkowo elastyczne i płynne ruchy. Nie jesteś zbyt wygimnastykowana, jak na damę z dobrego domu? - spytał Alex, z nutą kpiny w głosie, uważnie mi się przyglądając.
        - Może cię to zaskoczy, ale pochodzę z biednej rodziny. Zresztą, to bez różnicy. Za domem mamy stodołę. Przychodzę tam, kiedy mama idzie pracować na rynku w miasteczku. Ćwiczę, skaczę, chodzę po belkach pod sufitem, walczę grabiami z wymyślonym przeciwnikiem, rozrzucając siano po całej izbie. Dobrze, że nasza krowa zdechła jakiś czas temu, inaczej chyba by padła na zawał serca - roześmiałam się. Alex skinął głową, lecz twarz miał poważną, jakby właśnie rozważał coś bardzo istotnego.
       - O czym myślisz? - zaciekawiłam się.
       - O niczym ważnym. Po prostu, zastanawiałem się...
       - Tak? Nad czym? - Alex spojrzał na mnie z radosnym błyskiem w oczach, ale po chwili posmutniał i spuścił głowę.
       - Ehh. To i tak bez znaczenia. Chodź na to śniadanie - uciął rozmowę. Ja również posmutniałam, nie wiedząc, co mu się stało. Przecież wcześniej był taki wesoły...
       Posiłek jedliśmy w milczeniu. Pieczony królik na śniadanie, całkiem miła odmiana. Kiedy sprzątnęliśmy ze stołu, Alex poszedł po drewno do kominka, a ja przyklękłam przed pustym paleniskiem. Gdy chłopak wrócił, usta miał ściśnięte i sprawiał wrażenie, jakby każdy krok był dla niego trudny.
       - Alex, na pewno wszystko okej? - spytałam cicho. Nawet na mnie nie spojrzał. Ani nie odpowiedział.




2 komentarze:

  1. Super :) Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli piszesz ze cos sie działo bardzo dawno chyba nie powinnas pisać ok itp. ale reszta super :)

    OdpowiedzUsuń