poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 9

           
             Minęło południe, gdy znaleźliśmy się z powrotem na polance Alex'a. 
Chłopak zajął się przyrządzaniem potrawki z jelenia, ja zaś poszłam zbierać drewno na opał. Nie oddalałam się zbytnio od domu, w obawie przed drapieżnikami. Chodziłam między krzewami i wysokimi drzewami, zbierając po drodze suche gałęzie. Las o tej porze roku był naprawdę niezwykły, złote liście powoli opadały na ziemię, tworząc pode mną barwne podłoże. Kiedy wróciłam, potrawka była już gotowa. Mięso trzeba było rozdzielić, gdyż inaczej mielibyśmy kłopot ze zjedzeniem tego jelenia w całości. Alex zrobił kilka porcji, pierwsza nadała się na potrawkę, resztę natomiast wrzuciliśmy na ruszt. Po długo wyczekiwanym posiłku, mieliśmy chwilę dla siebie. 
             Postanowiłam przeprowadzić rekonesans domku, aby móc wracać do niego wspomnieniami, gdy przyjdzie mi się z niego wyprowadzić. Drewniane drzwi otwierały się na niewielki przedsionek, w którym były narzędzia codziennego użytku, między innymi miotła i wiadro na wodę. Z przedsionka przechodziło się do głównej izby, w której centrum znajdował się kamienny kominek i palenisko. Po prawej stronie, pod oknem stało łóżko, przykryte miękką narzutą, zaś po lewej stronie było przejście do niewielkiej kuchni i szafa na ubrania. Szybko przeszłam przez pokój, zatrzymując się przy wielkim garnku z gulaszem w środku, który wisiał nad kuchennym paleniskiem. W kuchni były też dwa okna, z widokiem na podwórze oraz dość duży drewniany stół. Na belkach pod sufitem wisiały wiązki różnych ziół i kwiatów, roznosząc po pomieszczeniu przyjemny zapach. Przejechałam dłonią po blacie stołu, po czym powoli podeszłam do okna. Widziałam zieloną trawę i kwiaty, rosnące pod oknem. Nieco dalej ujrzałam ciemną linię drzew, za którą zaczynał się las. Przez gęste gałęzie świerków przebił się blask popołudniowego słońca, wpadając przez szybę i rozświetlając pomieszczenie. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Kochałam to miejsce. Nie sądziłam, że uda mi się tu jeszcze wrócić, a tymczasem los sprawił, że wracałam tu coraz częściej.
              Nagle usłyszałam skrzypienie podłogi za plecami, a chwilę później uderzył we mnie mocny, korzenny zapach cynamonu. Zesztywniałam lekko i odwróciłam się z dłońmi uniesionymi ku górze, w razie, gdybym musiała się bronić. W tej samej chwili Alex chwycił mnie za nadgarstki, a na jego twarzy malowało się zdziwienie.

               - Hej, hej, spokojnie, księżniczko. To tylko ja - spojrzał na mnie ciepłym wzrokiem, sprawiając, że z ulgą przymknęłam oczy i wypuściłam powietrze.
               - Alex... Nigdy więcej mnie tak nie strasz. 
               - Ale co ja takiego zrobiłem? Tylko wszedłem do kuchni - chłopak zaśmiał się, puszczając mnie. Otworzyłam oczy. Stał zaledwie kilkanaście centymetrów przede mną, a jego czarne oczy przyglądały mi się z ciekawością.
               - Co ty wyprawiasz? - spytałam, przekornie przekrzywiając głowę na bok.
               - Patrzę.
               - Tak? I co widzisz? - Alex westchnął, a jego wzrok złagodniał. Uśmiechnął się smutno.
               - Dziewczynę, która zagubiła się we własnych uczuciach i nie wie, jak poradzić sobie z męczącymi ją myślami - powiedział cicho. W jednym zdaniu zawarł dokładnie to, jak się teraz czułam. Chciało mi się płakać. Było tyle rzeczy, które chciałam mu powiedzieć, tyle rzeczy, które musiałam zrobić, nie zważając na mijający czas. Byłam taka mała, wobec ogromu otaczającego mnie świata. Nie wiedziałam, co mam robić. Kiedy jednak moje oczy napotkały jego wzrok, wiedziałam, że nie jestem już w stanie trzymać w sobie tych emocji. Poczułam, jak odgarnął mi włosy z twarzy. Jego dłoń zatrzymała się na moim policzku, po którym natychmiast spłynęły łzy. Kolejne wydarzenia pamiętam, jak przez mgłę. Alex tulący mnie do siebie, mój płacz, jego głos, kojący moje nerwy. I zapach cynamonu. Staliśmy przytuleni jeszcze przez krótką chwilę, w końcu chłopak odsunął mnie na odległość ramienia.
               - Jesteś bardzo silną dziewczyną, Liv. Ale nawet ty potrzebujesz osoby, której mogłabyś się wyżalić z dręczących cię problemów. Jeśli chcesz pogadać, albo... przejść się gdzieś... Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.

               - Wiem, Alex. Dziękuję - chłopak popatrzył na mnie, jakby chciał się upewnić, że wszystko ze mną w porządku, po czym odwrócił się i podszedł do gotującego się w garnku gulaszu. Zamieszał potrawę drewnianą chochlą, a następnie zaczął wrzucać do naczynia różne przyprawy. Gdy skończył, sięgnął na stół, po niewielkie pudełeczko i wyciągnął z niego malutki patyczek, pozbawiony kory, o dziwnym rdzawym odcieniu. Przyjrzał mu się, by zaraz potem umieścić go między zębami.
               - Co to jest? - zapytałam, podchodząc do niego. Alex przytrzymał patyczek palcami.
               - Coś jak wykałaczka, tyle że tępa. I smakowa - dopiero, gdy to powiedział, dotarło do mnie, że to właśnie te patyczki pachną cynamonem. Uśmiechnęłam się.
               - Jak je zrobiłeś?
               - Po prostu, zebrałem gałązki, pociąłem je na krótkie odcinki, a potem zanurzyłem w wodzie z cynamonem. Drewno przesiąkło smakiem i zapachem, więc można je stosować jako przekąskę. Tata często robił te wykałaczki, gdy byłem mały. Mówił, że są one symbolem takiej wolności, na zasadzie: nikt cię nie kontroluje, rób co chcesz i martw się sam o siebie. Niezależność, chyba o to mu chodziło. Teraz go rozumiem. Kiedy odszedł, w nawyk weszło mi chodzenie z wykałaczką w zębach, jakbym chciał pokazać światu, że nie jestem niczyją własnością i mogę sam decydować o swoim losie. 
               - Och. Brzmi ciekawie. 
               - Hah, nie wątpię - na twarzy Alex'a zakwitł uśmiech. - Chcesz jedną? - spytał, wyciągając pudełeczko w moją stronę. Chciałam, nawet bardzo. Ale z drugiej strony, czułam, że biorąc wykałaczkę zdradziłabym swoją klasę. Nigdy nie będę wolna. Moja rodzina zawsze będzie służyć u bogatych mieszczan, pracując na ich polach i spłacając pańszczyznę. Zakładając, że przez te kilka dni jestem wolna i niezależna, to tylko oszukiwanie samej siebie. Mimo to, chciałam poczuć tę niezależność, chociaż przez krótki czas. Wyciągnęłam rękę i wzięłam pachnący patyczek, wkładając go między zęby. Słodkawo-korzenny, lekko piekący smak wypełnił moje usta. Przez chwilę rozkoszowałam się tym błogim aromatem, a w mojej głowie pojawiła się jedna myśl. Tak smakuje wolność.

2 komentarze:

  1. Boooooski rozdział jak i poprzednie :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń