sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 11

           

          Ostrożnie wstałam, otrzepując się z białych płatków i odwróciłam się. Moim oczom ukazał się niesamowity widok. Staliśmy na niewielkiej polance, w kształcie okręgu, pokrytej malutkimi białymi płatkami. Gdy się rozejrzałam, dostrzegłam, że wokół polanki rosną wierzby płaczące, o bladozielonych gałązkach, sięgających ziemi, zaś pośrodku stało drzewko, może trochę większe ode mnie. To właśnie z niego opadały płatki. No tak, przecież jest jesień.
          - Przychodziłem tu z ojcem, kiedy jeszcze ze mną mieszkał - usłyszałam głos Alex'a. Chłopak stanął tuż obok mnie, nasze dłonie prawie się zetknęły.
          - To piękne miejsce. Takie... magiczne - przyznałam.
          - Owszem. Nikt nie ma pojęcia o istnieniu tej polany, temu też zawdzięcza swój wewnętrzny urok. Bądź co bądź, nie każdemu chce się zjeżdżać po ziemi na dno wąwozu. Ale myślę, że to dobrze. Dzięki temu, to jest tylko moje miejsce.
         - Chyba chciałeś powiedzieć "nasze" - podsunęłam.

         - Ponieważ?
         - To miejsce twoje i twojego ojca.
         - Ahh. No tak - Alex powoli podszedł i przejechał dłonią po korze drzewa. Moją uwagę natychmiast przykuło miejsce, które było jej pozbawione.
         - Co mu się stało? - zapytałam, jakby ze współczuciem.
         - Co... Ah, to. To jest ta rzecz, którą chciałem ci pokazać. Z kory tego drzewa robię wykałaczki.
         - Cynamonowe? - zgadłam od razu.
         - Tak. Ale to nie jest cynamonowiec. Tak właściwie, nie znam nawet nazwy tego drzewa. Wiem tylko, że pachnie cynamonem i na wiosnę zakwita na biało, by jesienią jego płatki pokryły całą polanę, czyniąc ją jeszcze piękniejszą.

         - Rany... Czuję się, jakbym była w jakimś cudownym śnie, w którym są możliwe takie zjawiska, jak to. I jeśli to sen, to nie chcę się już nigdy z niego budzić - powiedziałam, unosząc głowę, by popatrzeć na kwiatowy śnieg wokół mnie. Nagle poczułam, jak chłopak bierze mnie za rękę. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy rumieniec wdarł mi się na policzki.
         - Czyżbyś się zarumieniła? - zapytał Alex, mrużąc z ciekawością oczy.
         - Ależ skąd, to tylko czerwień zachodzącego słońca pada mi na twarz - odparłam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że przecież słońce już dawno zaszło, lecz nie dałam tego po sobie poznać. Może się nie zorientował.
         - W takim razie nie mam pojęcia, gdzie to twoje słońce się znajduje, bo ja żadnego już nie widzę.
         - No nie, bo już zaszło.
         - Tak, dobre piętnaście minut temu - Alex zaśmiał się, kręcąc głową.
         - Tylko po to mnie tu zabrałeś? Żeby mi to pokazać? - próbowałam zmienić temat.
         - Nie do końca. Chciałem dać ci taką... cząstkę siebie. Takie wspomnienie, które zostanie na zawsze w twojej pamięci i nic go nie wymaże.
         - Ale po co? Przecież jesteś tu teraz, ze mną. Na co mi wspomnienia, skoro mogę cieszyć się rzeczywistością? - chłopak spuścił głowę, a uśmiech zniknął mu z ust. Ścisnął mocniej moją dłoń.
         - Bo jutro ta rzeczywistość będzie tylko wspomnieniem.
         Po tych słowach, czułam, jakby coś stanęło mi w gardle. Nie byłam w stanie się odezwać. Jasne, że wiedziałam, że kiedyś nadejdzie dzień rozłąki. Tyle, że trzymałam tą myśl, ukrytą głęboko w moim umyśle, aby jej siła nie niszczyła mnie od środka. Wiedziałam, że to nadejdzie. Nie wiedziałam tylko, że tak szybko.
         - Jutro... - wychrypiałam cicho, nie chcąc dopuścić do siebie tej przykrej wiadomości.
         - Przykro mi, Olivio. Nie mogę cię tu dłużej trzymać. Prędzej czy później, ktoś zacząłby cię szukać, a wtedy oboje mielibyśmy duże kłopoty.
         - Dlaczego? Może zamieszkałbyś ze mną, na wsi? Tylko pomyśl... - przerwał mi, puszczając moją rękę.
         - A czy ty pomyślałaś o tym, co będzie, jak nas złapią? Naprawdę sądzisz, że tak po prostu wyprowadzą nas z lasu i puszczą wolno? Jeżeli tak, to powiem ci, że chyba nie znasz życia. Nie wypuszczą nas. Ciebie oddadzą matce, a co ze mną? W najlepszym wypadku oskarżą mnie o porwanie i skażą na jakiś czas ciężkiej pracy w miasteczku, w najgorszym, prawdopodobnie zabiją - chłopak potarł dłonią skronie. - Zrozum, tu, w lesie, nic nam nie grozi. Znam ten las, znam kryjówki, mam awaryjne miejsca, w których mogę mieszkać, gdyby ktoś znalazł moją obecną siedzibę. Tu mogę cię chronić. Mogę nas chronić. Ale tam, w twoim świecie, nie mogę. Nie znam tych ludzi, nie znam ich umiejętności ani kamiennych dróg, którymi się poruszają. Tak jak oni nie mają pojęcia o ścieżkach, wydeptanych nocą przez zwierzęta, o tym, jak poruszać się bezszelestnie po liściastym podłożu, ani jak się ukrywać, by pozostać niezauważonym. Jeśli tu zostaniesz, sprowadzisz na nas niebezpieczeństwo. Nie damy rady ciągle uciekać. A gdy już nas złapią, nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek się spotkamy - pokiwałam głową, z trudem przełykając łzy. Rozumiałam powagę sytuacji. Oczywiście, że nie mogłam tu zostać. A nie chciałam, by Alex'owi stała się krzywda. Zamknęłam oczy, próbując wyrównać oddech. Chłopak objął mnie delikatnie ramionami, przyciskając wargi do mojego czoła.
         - Będziesz bezpieczna. Zamierzam dotrzymać przysięgi.
         - Wiem. Boli mnie tylko to, że będę bezpieczna bez ciebie.
         - Niekoniecznie - wyrwałam się z jego uścisku, patrząc mu w oczy.
         - Co masz na myśli?
         - Ależ nic. A ty dobrze wiesz, co się pod tym kryje, pod warunkiem, że rozumiesz znaczenie słów przysięgi - mrugnął do mnie, a w moim sercu pojawiła się nadzieja. Nigdy nie wiedziałam, kiedy znów mnie czymś zaskoczy, tak jak zrobił to teraz.
        - Wiesz co? Nie chcę rozumieć tych słów. Chcę ci po prostu zaufać - Alex spojrzał na mnie zdziwiony.
        - Tak po prostu, chcesz mi zaufać? Nie zapytasz, jakie mam plany na jutro, co się z tobą stanie?
        - Nie. Wątpię, żebyś mnie skrzywdził. Albo zostawił. Raz, że wtedy złamałbyś przysięgę, a dwa, miałbyś wyrzuty sumienia, że zraniłeś osobę, na której ci zależy.
        - Skąd wiesz, czy mi zależy? Może wcale nie.
        - Czyżby? W takim razie, może wrócę do domu jeszcze dziś. Co ty na to? Z miejsca się z tobą pożegnam i więcej mnie nie zobaczysz - przez dłuższą chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu Alex odsunął się na bok, robiąc mi przejście.
        - Droga wolna.
        - Jak sobie życzysz, Alexandrze - odparłam, po czym pewnym krokiem minęłam go i przeszłam kilka kroków do przodu. Zanim wspięłam się po zboczu wąwozu, po raz ostatni odwróciłam się, żeby spojrzeć na magiczną polanę oraz na chłopaka, któremu jestem winna co najmniej kilka przysług, za uratowanie mi życia. Westchnęłam, widząc za sobą tylko pustą polankę. Uśmiechnęłam się smutno. Cały on. Bezszelestny, nigdy nie zauważony, tajemniczy duch tego lasu. Wspinając się po zboczu, przed oczami stanęły mi jego słowa "
Bo jutro ta rzeczywistość będzie tylko wspomnieniem". Zacisnęłam zęby, żeby się nie rozpłakać. No cóż, jak widać moje jutro zmieniło się w dzisiaj... Po drodze minęłam rozłożyste drzewo, o różowym kwiecie. Wewnętrznie złamana, nawet nie zwróciłam na nie uwagi.

                                                                       
---------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie, kochani ;* Jak Wam się podoba rozdział? Wiem, że trochę tu namieszałam, ale wpadłam na genialny pomysł, jak dalej potoczy się akcja :) Zapewniam Was, jeszcze będzie nad czym płakać, zarówno ze smutku, jak i z radości ;p Pozdrawiam! /P.

3 komentarze:

  1. Suuuuper :***** Czekam na kolejny rozdział <3333

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na następny rozdział, więc szybko go dodawaj! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, aż nie wierzę, że mój blog spodobał się tak genialnej pisarce jak ty, Natalia ;) :* Dzięki i postaram się dodać, jak tylko znajdę chwilkę ;)

      Usuń