piątek, 27 grudnia 2013
Rozdział 8
Leżałam na łóżku, patrząc na jesienną mżawkę za oknem i słuchając ognia trzaskającego w palenisku. Jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze. Alex uniósł się na łokciu i spojrzał na mnie z góry.
- Wiesz, masz piękne oczy - wyznał. Zarumieniłam się, zawstydzona jego słowami.
- Naprawdę?
- Tak. Takie błękitne, jak niebo o poranku. A gdy staniesz pod odpowiednim kątem, widać w nich srebrne iskierki. Są wyjątkowe.
- Cóż... dzięki... - powiedziałam cicho, spuszczając wzrok. Chłopak patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, po czym wrócił do poprzedniej pozycji.
- Myślę, że jeśli chcemy coś zjeść na śniadanie, to pasowałoby już wstawać - powiedział po kilku minutach milczenia.
- Dlaczego? - spytałam.
- Nie wiem, jak to było u ciebie w domu, ale tu śniadanie samo do nas nie przyjdzie - Alex mrugnął do mnie, a następnie wyskoczył z łóżka na równe nogi. - Wstawaj - nakazał. Posłusznie wykonałam jego polecenie. Podczas, gdy ja ścieliłam posłanie, Alex zdejmował łuk i kołczan z kominka.
- Będzie ci zimno - stwierdził, zakładając cięciwę na łęczysko. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc aluzji chłopaka. Ruchem brody wskazał na mnie. No tak. Miałam na sobie płócienną lnianą sukienkę i zielone trzewiki. Tylko co to ma do rzeczy?
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Pójdziesz ze mną na polowanie - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic.
- Żartujesz sobie?! Ja... Ja się nie nadaję. Kompletnie nie wiem, co robić, ani nic - tłumaczyłam się. Alex zbył mnie machnięciem dłoni.
- Nic nie będziesz musiała robić. Chcę, abyś poszła ze mną. Popatrzysz, posłuchasz. Założę się, że żyjąc w wiosce nigdy nie widziałaś lasu o poranku.
- Mieszkam tuż przy lesie.
- To nie to samo.
- Właśnie, że tak.
- Wcale nie. Chodź ze mną, żebym mógł ci udowodnić, że mam rację - chłopak uśmiechnął się zawadiacko.
- Ehh. Dobrze - odparłam, czując, jak drgnęły mi kąciki ust.
- Weź to - powiedział Alex, podając mi ciemnozieloną pelerynę z grubego płótna. - Jak mówiłem, na dworze jest chłodno.
- Skąd wiesz? Przecież jeszcze nie wychodziłeś.
- Skoro pada deszcz, na logikę można stwierdzić, że powietrze będzie wilgotne, w związku z czym, nie ma co liczyć na ciepły poranek.
- Sprawiasz wrażenie osoby, która doskonale zna się na tym, co mówi.
- To się nazywa doświadczenie, którego tobie chyba w tym temacie brakuje - zripostował Alex, uśmiechając się ironicznie. Wydęłam wargi, w geście oburzenia, zaraz jednak na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech, bowiem chłopak wyciągnął dłoń i zapytał:
- Idziemy?
- Idziemy - przytaknęłam, delikatnie biorąc go za rękę. Byłam zdumiona tym, jak nasze dłonie do siebie pasują. Jego dłoń była ciepła i silna, moja - chłodna i taka drobna. Ogarnęło mnie niesamowite uczucie, coś między niedowierzaniem, a bezgranicznym szczęściem. Chwilę później, Alex zarzucił kołczan na plecy, w jednej ręce trzymał łuk, w drugiej zaś, moją dłoń. Oboje, z uśmiechem na ustach, opuściliśmy ciepły dom, wychodząc w poranną mgłę.
Kiedy poczułam zimne krople deszczu na policzku, pospiesznie nałożyłam kaptur. Szliśmy wąską ścieżką, która zaczynała się za domkiem Alex'a i ciągnęła w głąb lasu. Na trawie wokół nas widać było srebrzyste krople rosy, a niebo miało szarą barwę. Póki co, nigdzie ani śladu słońca.
- Dokąd my tak właściwie idziemy? - zapytałam, co chwilę potykając się o wystające z ziemi korzenie.
- Do wodospadu. Zbliża się południe. O tej porze można tam spotkać większą zwierzynę, niż nad strumieniem.
- Nie wiedziałam, że w tym lesie jest wodospad.
- Jeszcze o wielu rzeczach nie wiesz, Liv - chłopak niespodziewanie puścił moją rękę i odskoczył w bok. Skrzywiłam się, zdziwiona jego zachowaniem.
- Alex, czy mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić... - wtedy poczułam, jak coś oplata moją prawą kostkę, a sekundę później wisiałam dobrych parę metrów nad ziemią, głową w dół. Zaczęłam się szamotać.
- ... jak się z tego wyplątać? - dokończył za mnie, nie mogąc opanować śmiechu. Przez chwilę chciałam do niego dołączyć, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu, biorąc pod uwagę, że on doskonale wiedział o tej pułapce i mnie nie ostrzegł. Ba, on mnie wręcz na nią naprowadził!
- Grrr. Po prostu mnie stąd zdejmij - warknęłam poirytowana. Alex wyciągnął zza pasa mały nóż, a następnie wszedł na głaz, znajdujący się przy wysokim drzewie. Sprawnym ruchem przeciął linę, przymocowaną do gałęzi. Wrzasnęłam, lecz mój głos prędko stłumiła leśna ściółka, na którą boleśnie upadłam. Podniosłam się niezdarnie, otrzepując ubranie z ziemi.
- Świnia - prychnęłam w jego stronę, po czym zaczęłam się od niego oddalać.
- Na twoim miejscu nie używałbym takich zwrotów w stosunku do mnie, chociażby dlatego, że mi wystarczy parę sekund, aby stąd niepostrzeżenie zniknąć i cię zostawić. A tego chyba byś nie chciała - rzekł spokojnie. - Poza tym, wodospad jest tam - wskazał niewielkie wzniesienie za swoimi plecami. Zacisnęłam zęby i zawróciłam, ze wszystkich sił powstrzymując się, żeby się na niego nie rzucić.
- Gdybym mogła, udusiłabym cię teraz gołymi rękami - wycedziłam, przewiercając go wściekłym spojrzeniem.
- Słuszna uwaga. Gdybyś mogła, ale ty niestety nie możesz, bo beze mnie jesteś w tym lesie całkowicie bezbronna i z każdej strony narażona na niebezpieczeństwo - Alex uśmiechnął się z wyższością, a ja zacisnęłam palce w pięści, dosłownie kilkanaście centymetrów od jego szyi.
- Ty.. Ty.. Ty... Aghhh! - odsunęłam się od niego z naburmuszoną miną. Właśnie zamierzałam kontynuować naszą drobną sprzeczkę, kiedy chłopak pchnął mnie na ziemię i położył mi palec na ustach.
- Ciiii - szepnął. - Posłuchaj - nakazał, kucając nade mną. Nasłuchiwałam, choć nie do końca wiedziałam, jakiego dźwięku mam oczekiwać. Wtedy, ze skalnej półki nad nami zeskoczył ogromny jeleń, a za nim podążyły inne, trochę mniejsze. Otworzyłam szeroko oczy. Jeszcze nigdy nie widziałam na żywo aż tylu tych zwierząt.
- Skąd wiedziałeś...?
- Czujność - podstawowa umiejętność łowcy. Zostań tu i obserwuj. I pod żadnym pozorem się nie odzywaj - skinęłam głową na znak zgody, po czym usadowiłam się wygodniej we wnęce pod głazem. Alex przykucnął, napinając mięśnie, a chwilę potem już go nie było. Nawet nie zauważyłam, kiedy to zrobił. Zniknął. Tak po prostu. Znowu. I wtedy go zobaczyłam. Ciemny kształt przemykający bezszelestnie między krzewami, który znikał, gdy natknął się na cień drzewa. Jak kameleon, znikał i pojawiał się, z prędkością, która czyniła go niezauważalnym dla ludzkiego oka. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, jak on to robi. Nagle, ni stąd, ni zowąd, powietrze przeszył świst, a potem drugi i jeden z jeleni padł na trawę, płosząc wszystkie pozostałe. Drgnęłam niespokojnie, choć doskonale wiedziałam, że nie mam się czego bać. Odczekałam chwilę, a następnie wstałam i podeszłam do martwego zwierzęcia. Nie zdziwiłam się, widząc drzewce strzały, wystające z jego boku i szyi.
- No to mamy śniadanie - powiedział Alex, podchodząc do mnie bezszelestnie.
- To okropne - stwierdziłam, wskazując na białe lotki strzał, które teraz pokryte były rubinową krwią jelenia.
- Cóż, owszem. Jeśli cię to pocieszy, to mogę ci tylko powiedzieć, że to nie ty będziesz go obdzierać ze skóry - powiedział chłopak z niesmakiem, biorąc jelenia za przednie racice. Skrzywiłam się, ale bez słowa złapałam zwierzę za tylną parę nóg i podniosłam do góry.
- Świetnie. Teraz możemy wracać - rzekł chłopak, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Tak... Świetnie - mruknęłam, a obrzydzenie na mojej twarzy wspaniale ukazywało, jak bardzo udzielił mi się entuzjazm mojego heroicznego łowcy...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uwielbiam Alexa ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Czekam na więcej :>
http://uciekacnadno.blogspot.com/
Hah, dzięki :) Cieszę się, że ktoś to wgl czyta ;D
Usuń