sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 12

                

             Idąc nocą przez las, zastanawiałam się, dlaczego tak naprawdę to zrobiłam. Dlaczego mu się postawiłam? Co chciałam udowodnić i komu? Jemu, że potrafię poradzić sobie bez niego, czy też sobie, że on nie jest wart mojego zachodu? Nie wiem. Już nic nie wiem. Co ja robię... Włóczę się sama nocą po lesie, tak naprawdę bez celu i potrzeby. No bo, niby dokąd miałabym pójść? Co mi strzeliło, żeby odchodzić od Alex'a... Bez niego nie mam najmniejszych szans na przeżycie. Nie no, dobra, może jakieś tam są, ale z pewnością bardzo małe. Nie wzięłam ze sobą broni ani jedzenia, więc prędzej czy później, albo to ja padnę z głodu, albo stanę się kolacją jakiegoś leśnego drapieżcy. Ponadto żaden sensowny pomysł, co ze sobą zrobić nie przyszedł mi do głowy. Ba, ja nawet nie mam pojęcia, gdzie jestem, ani jak daleko stąd znajduje się główny szlak, po którym mogłabym wrócić do domu, o ile poszłabym w odpowiednim kierunku, co w tych ciemnościach graniczy z cudem. Ehh... Po co mi to było... Mogłam siedzieć cicho. To nie, bo mi się zachciało pokazać, jaka to jestem odważna... Nie jestem. W tym właśnie problem.
               Poczułam powiew zimnego wiatru na policzkach. Wzdrygnęłam się. Owinąwszy się szczelniej peleryną, przeszłam kilkanaście kroków do przodu. Nie znając drogi, nie zajdę zbyt daleko. Kręciłam się jeszcze przez chwilę wokół otaczających mnie drzew, w końcu jednak usiadłam pod jednym z nich. Byłam zmarznięta i wściekła, na tą sytuację, na Alex'a, na samą siebie. Chciałam zasnąć i mieć wreszcie święty spokój. Bez tego lasu, bez wspomnień. Bez tego zimna, które przenikało mnie do szpiku kości. Po męczących kilku minutach udało mi się w miarę wygodnie ułożyć we wgłębieniu między korzeniami. Nałożyłam kaptur na głowę, żeby pozostać choć z pozoru niewidoczną, po czym zamknęłam oczy i usnęłam.
               Śniło mi się, że jestem w lesie. Ale nie takim zwykłym. W magicznym lesie, w którym strumień lśni się srebrem, trawa jest bardziej zielona, a między drzewami mieszkają małe i piękne ludziki, o tęczowych skrzydełkach. Szłam leśną ścieżką, moje bose stopy miękko opadały na szmaragdowy mech. Słuchałam śpiewu ptaków i szumu strumienia. To było tak cudowne. Zatrzymałam się przed kamienną tabliczką, zagradzającą mi przejście. Na tabliczce było coś napisane, lecz mech tak ją obrósł, że nie dałam rady tego przeczytać. Delikatnie oderwałam narośl, przecierając płytkę dłonią. Napis na tabliczce głosił: "Nigdy nie przegap okazji, by powiedzieć komuś, że go kochasz". Westchnęłam. No cóż, ja swoją okazję chyba przegapiłam... Gdy znów spojrzałam na kamienną płytkę, napis zaczął się rozmywać, a wraz z nim reszta tego bajecznego krajobrazu. Przez chwilę wszystko wirowało, następnie zaś leżałam w łóżku, pod ciepłym nakryciem, słyszałam trzask ognia w kominku. Znałam to miejsce. Chyba nawet, aż za dobrze. Domek Alex'a. Akurat o tym miejscu wolałabym z całego serca zapomnieć. Mimo to, przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele. Otuliłam się kołdrą, zamykając oczy, a uśmiech sam zakwitł mi na ustach.
                Obudziłam się, wciąż uśmiechnięta. Szybko jednak się skrzywiłam, bo wystający korzeń, wbijający mi się w plecy, boleśnie dawał o sobie znać. Ale nie to przykuło moją uwagę. Bardziej zaskoczyło mnie, że leżąc na ziemi, było mi tak ciepło. Z tego, co pamiętam, gdy kładłam się spać, cała dygotałam z zimna. To dziwne. Moje wątpliwości rozwiały się, kiedy zerknęłam na swoje ubranie. Oprócz mojej ciemnozielonej peleryny, leżał na mnie drugi materiał, nieco grubszy i czarny. Trochę mi zajęło, zanim poprawnie skojarzyłam widoczne fakty, lecz wtedy było już za późno na jakąkolwiek reakcję. O drzewo stojące naprzeciwko mnie opierał się nie kto inny, jak Alexander we własnej osobie. Na jego widok mało nie zakrztusiłam się powietrzem. Z trudem przełknęłam ślinę, nie bardzo wiedząc, jak mam się teraz zachować. Chłopak patrzył na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, a jego obsydianowe oczy cierpliwie wpatrywały się w moje. Postanowiłam przerwać tę nieznośną ciszę, dlatego też szybko podniosłam się z ziemi. Zrobiłam to jednak nieco za szybko, gdyż potknęłam się i, gdyby nie refleks Alex'a, leżałabym już obolała na twardym podłożu. Chłopak ścisnął moje ramię, puszczając dopiero wtedy, gdy mogłam stanąć o własnych siłach. Jego twarz wciąż nie wyrażała żadnych emocji.
                - Co Ty tu robisz? - zapytałam w końcu. Po minucie, która zdawała się być wiecznością, usłyszałam odpowiedź.
                - Dotrzymuję przysięgi.

--------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo Was przepraszam, że taki krótki, ale zmęczona dziś jestem ;/ Jak się uda, to następny pojawi się za dwa, może trzy dni. Są ferie, a zatem więcej wolnego czasu na pisanie :) Czekam na komentarze! :D Buziaczki ;* /P.

2 komentarze:

  1. Genialny <333333 Co będzie dalej???? Pisz szybko proszę :) Czekam na next'a :****

    OdpowiedzUsuń
  2. pisz, pisz i kochaj to co robisz bo jesteś wyjątkowa.

    OdpowiedzUsuń