poniedziałek, 23 grudnia 2013
Rozdział 7
Obudził mnie głośny przerywany dźwięk, dobiegający zza okna. Przetarłam oczy. To tylko deszcz.
- Dzień dobry - usłyszałam. Alex patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Odwzajemniłam go. Chłopak miał jeszcze zamglone oczy i potargane włosy.
- Hej - odparłam. - Słodko wyglądasz.
- Tak? - zdziwił się. - Za to ty wyglądasz, jakbyś przeszła przez sam środek huraganu... - spojrzałam na niego spode łba, lecz on uśmiechnął się szerzej i przyciągnął mnie do siebie.
- Ekhem, czy przyjaciołom wypada zachowywać się w ten sposób? - zapytałam, nagle skrępowana jego bliskością.
- Co konkretnie masz na myśli?
- Yyy... No ten... Chyba nie powinniśmy leżeć tak blisko siebie... - szybko odwróciłam głowę, czując jak moje policzki płoną ze wstydu.
- Cóż, gdybym chciał podejść do tego według twojego założenia, nie powinniśmy także spać w jednym łóżku, co w naszym przypadku zdarzyło się już dwukrotnie.
- No, tak, ale... Skoro jesteśmy przyjaciółmi, to nie wypada nam... - zaczęłam, choć sama nie wiem, po co mówię mu to wszystko. On najwyraźniej mnie rozgryzł, bo zaśmiał się cicho, po czym pokręcił głową z rezygnacją.
- Liv, zabiłem wilka, który właśnie zamierzał się na ciebie rzucić, przyniosłem cię w nocy, ledwo żywą, do mojego domu i przespałem resztę nocy, bez koszulki, z tobą w ramionach. Gdybym wtedy chciał się zastanawiać, co mi wypada, a co nie, ty byłabyś już martwa - popatrzył na mnie wymownie, a ja wiedziałam, że nie mogę mu zaprzeczyć.
- Poza tym, czy naprawdę masz mnie aż tak dość, żeby moja bliskość ci przeszkadzała?
- No... Nie.
- Więc co ci jeszcze nie pasuje?
- Już nic... - mruknęłam. W tej chwili zrozumiałam, że nie wygram z nim żadnej potyczki słownej. Chłopak westchnął, jakby z rozczuleniem.
- Och, Liv... Gdybyś tylko wiedziała, o ile lżej mi na sercu, ze świadomością, że leżysz tu bezpieczna ze mną, a nie w więzieniu tej kobiety, do której wczoraj szłaś - wyznał. Poczułam nieprzyjemny ścisk w gardle. To coś, jakby... poczucie winy. Czułam się winna, nie wiedziałam tylko, dlaczego.
- Przepraszam - jęknęłam. To jedno słowo zburzyło mur, którym usiłowałam odgrodzić się od Alex'a, wszystkie emocje po prostu ze mnie wypłynęły.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co.
- Mam. Właśnie, że mam. Cały czas zachowuję się, jak kompletna idiotka, odsuwam się od ciebie, a przecież nic złego mi nie zrobiłeś. Źle zrobiłam, że wtedy na ciebie nakrzyczałam, nie chciałam rozstawać się z tobą w gniewie. I teraz znowu, nie pasuje mi, że leżysz tak blisko, że nie masz na sobie koszulki, nie pasuje mi, że ciągle jesteś dla mnie taki miły, bo wiem, że na to nie zasługuję! - ostatnie zdanie wręcz wykrzyczałam w jego stronę. Z ulgą wypuściłam powietrze. Czułam się teraz taka mała, bezbronna, nic nie warta. Kogo ja chcę oszukać? Jego? Czy samą siebie? Bo póki co, wychodzi na to, że moje uczucia nieco wymykają się spod kontroli.
Zapanowało między nami dziwne milczenie. Alex patrzył na mnie, w niepohamowanym zdumieniu, a w jego oczach kryła się niepewność. Chciałam wiedzieć, o czym myśli. Albo raczej, jak odebrał moje wyznanie.
- Liv... Ja... Być może się mylę, ale powiedz mi, czy w twoich słowach kryje się jakieś drugie dno? Bo mam wrażenie, że jest coś, co męczy cię od jakiegoś czasu, a ty nie masz pojęcia, co z tym zrobić. Nie jest tak?
- Jest.
- Powiesz mi, co cię trapi?
- Nie wiem.
- Wiesz, Liv. Tylko się tego boisz. Boisz się prawdy, więc przeczysz sama sobie, ubierając ją w barwne słowa, które zasłaniają ją kłamstwem. Powiedz mi prawdę, Olivio. Chciałbym umieć ci pomóc.
- Ehh. Alex, ja sama nie wiem, co czuję. Jak mam ci cokolwiek powiedzieć, skoro nie jestem nawet pewna swoich uczuć? Nie chcę wprowadzić cię w błąd.
- Nie zrobisz tego. Ale, kiedy już będziesz pewna, dasz mi znać?
- Jasne - wymusiłam na sobie delikatny uśmiech.
- To dobrze. A czy teraz mogę cię o coś prosić? - zapytał.
- Oczywiście, że możesz. Głupie pytanie.
- Jak uważasz. W każdym razie, proszę cię, abyś zapomniała o przeszłości. Zapomnij o tej rozmowie, o wydarzeniach sprzed dwóch dni. Zapomnij. Ciesz się dniem dzisiejszym, żyj chwilą. Okej?
- Postaram się. Pod warunkiem, że mi pomożesz - ugryzłam się w język. Po co się odzywasz? Po co dajesz temu chłopakowi nadzieję, skoro wiesz, że i tak nic z tego nie będzie? Odpuść sobie, no odpuść!
- Mam ci pomóc? Jakim sposobem? - spytał, niezrażony.
- Będziesz przy mnie. I już nigdy mnie nie opuścisz. Obiecaj - poprosiłam, zanim zdążyłam przygryźć dolną wargę. Za późno.
- Nie - odparł. - Nie zamierzam ci nic obiecywać. Obietnicę łatwo jest złamać. Przysięgam, że już zawsze będę przy tobie. A ze mną, zawsze będziesz bezpieczna. Przysięgam, na moje życie - powiedział z naciskiem, przykrywając moją dłoń swoją.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Jeszcze nikt nigdy nie zobowiązał się, by mnie chronić, nawet za cenę własnego życia. Zwłaszcza za taką cenę. Poczułam, jak przyjemne ciepło wypełniło moje serce. A wraz z nim, pojawiła się nadzieja. Nadzieja, na lepsze jutro. Może nie muszę się ukrywać przed Alex'em. Może nasze uczucia wcale się tak bardzo od siebie nie różnią...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetnie piszesz. :) Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuń