~ Alex ~
Ból głowy nie przybierał na sile, ale też nie słabł. Z trudem podniosłem powieki. Po odzyskaniu przytomności obchodziła mnie jedynie Olivia. Czy domyśliła się, co się stało? Czy w jej kubku też była trucizna? Mam szczerą nadzieję, że nie.
Nagle poczułem mocne szarpnięcie. Gdzie ja jestem? Ostrożnie uniosłem głowę. Niebo nade mną miało bladofioletową barwę, zwiastującą zmierzch, zaś ja leżałem na podłodze drewnianego powozu. Ciotka Olivii siedziała na przodzie i z zawzięciem tłumaczyła coś woźnicy.
- … proszę jechać tą szosą jeszcze jakieś kilkanaście , a potem zatrzymać się
w pobliżu rzeki. Stamtąd chłopak nigdy nie wróci do domu żywy…
Zaciskam zęby, żeby opanować wzbierający się we mnie gniew. Co ta kobieta sobie myśli? Otruła mnie, to już wiem. Tylko gdzie, u licha, ona mnie wiezie?! Niestety, nie mam okazji, aby się tego dowiedzieć. Powóz zatrzymuje się, a ciotka Liv odwraca się
w moją stronę. Szybko zamykam oczy i zamieram w bezruchu. Czuję, jak kobieta chwyta mnie za nadgarstki i brutalnie szarpie, próbując zrzucić z wozu. O nie… Moja duma
i instynkt samozachowawczy nie godzą się na takie traktowanie. Alex wraca do żywych.
Zrywam się na równe nogi, ciągnąc moją trucicielkę za sobą. Słyszę jej krzyk, kiedy boleśnie upada na ziemię, jednak od razu się podnosi i celuje do mnie ze sztucera. Ja odruchowo sięgam ręką za plecy, tam, gdzie powinien znajdować się mój kołczan ze strzałami, lecz moja dłoń trafia na pustkę. Zdziwienie, które odmalowuje się na mojej twarzy sprawia, że ciotka Olivii uśmiecha się triumfalnie.
- Jaka szkoda, że twój łuk został w wiosce… Teraz nawet nie masz jak się obronić – powiedziała, po czym skinęła głową woźnicy, który ni stąd, ni zowąd pojawił się za moimi plecami. Ostatnie, co pamiętam, to przeszywający ból, kiedy otrzymałem cios
w głowę i głośny plusk, gdy wpadłem do rzeki. Reszta to tylko niewyraźne urywki świadomości, podczas których usiłowałem wygrać wyścig ze śmiercią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz