Przez chwilę po prostu stałam i patrzyłam na znajome chaty w osadzie pod lasem. Nieco dalej, na wzgórzu widać było zarys miasteczka. Kiedy opuszczałam to miejsce, chciałam jak najszybciej tu wrócić. Ale teraz? Po tym wszystkim, co przeżyłam, po tych cudownych chwilach, spędzonych z Alex'em? Nie. Teraz najchętniej ukryłabym się z powrotem w bezpiecznym lesie, gdzie nikt by mnie nie znalazł. Wcześniej bałam się lasu. Może dlatego, że mama ciągle przestrzegała mnie przed dzikimi zwierzętami i zbójcami, którzy napadają ludzi, idących przez las. Gdyby tylko wiedziała, ile gorszych rzeczy przeżyłam podczas tej wyprawy, chyba już nigdy nie wypuściłaby mnie z domu. Tak czy inaczej, teraz musiałam stawić czoła swoim obawom i wrócić do dawnego życia.
- Wszystko w porządku?
- głos Alex'a wyrwał mnie z zamyślenia. Niepewnie skinęłam głową.
- Tak, ja tylko... Nie chcę dopuścić do siebie faktu, że to już koniec - powiedziałam cicho drżącym głosem. Niemal od razu poczułam, jak silne palce chłopaka splatają się z moimi. Ten prosty gest dodał mi odwagi. Cieszyłam się, że Alex tu był. Przy nim nie bałam się być sobą.
- Chodźmy. Twoja mama nie będzie czekać wiecznie, aż przyniesiesz jej te książki - powiedział, po czym pociągnął mnie w stronę osady.
- To ta chata po lewej, ze stodołą. I małym ogródkiem z przodu.
- Całkiem ładna - stwierdził Alex.
- Na lepszą nas nie stać - odparłam.
- Obiecuję, że jeszcze kiedyś zamieszkasz w ładnym domu.
- Składasz za dużo obietnic.
- Ale ich dotrzymuję.
- Masz rację - uśmiechnęłam się.
Gdy chwilę później stanęliśmy na progu mojej chaty, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zachwiałam się, na szczęście Alex mnie przytrzymał.
- Hej, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Nie opuszczę cię ani na krok.
- Nie o to chodzi. Nie boję się spotkania z mamą, lecz tego, że teraz wszystko będzie takie... zwyczajne.
- Dasz radę. Pomogę ci.
- Dziękuję, że tu jesteś, Alex. Gdyby nie ty, już dawno uciekłabym w las.
- Aż tak ci się tam spodobało? - chłopak uniósł brwi w zdziwieniu.
- Zawsze marzyłam o przygodzie. A teraz, kiedy muszę się z nią pożegnać
i otworzyć drzwi normalności, jakoś nie mogę się na to zdobyć.
- W takim razie, ja zrobię to za ciebie - powiedział Alex, otwierając drzwi. Przez moment zupełnie zapomniałam jak się oddycha. Czułam się jak jakaś dzikuska z puszczy, która znalazła się w nieodpowiednim środowisku. Nagle z sieni dobiegł mnie głos mamy, a ja zastygłam w miejscu. Dopiero gdy Alex wcisnął mi na ramię torbę z książkami, lekko oprzytomniałam.
- Idź. Będę zaraz za tobą - szepnął, popychając mnie do przodu.
- Olivia? Córeczko? - głos mamy przywrócił mnie do rzeczywistości. Szybkim krokiem przeszłam do kuchni. Mama stała przy palenisku i gotowała w garnku jakąś zieleninę. Skrzywiłam się lekko. Prawie zapomniałam, jak to jest żywić się samą wodą i warzywami, bądź co bądź, przez ostatnie cztery dni jadłam głównie zwierzęce mięso, w dodatku dość dobrze przyprawione.
- Cześć, mamo... - mruknęłam, podając jej torbę z książkami. Położyła ją na stole, a następnie mocno mnie przytuliła. W porównaniu z Alex'em, jej ramiona były szczupłe
i kościste, jego – ciepłe i silne.
- Olivio, martwiłam się o ciebie. Jak to dobrze, że wróciłaś cała i zdrowa.
- Tak, no więc, nie wróciłabym pewnie wcale, gdyby ktoś dwukrotnie nie uratował mi życia.
- Chryste Panie! Co się stało? Kto cię zaatakował? Jakieś zwierzę? A może leśny zbir?
- Szczerze powiedziawszy, trafiłaś w oba – przyznałam, krzywiąc się na wspomnienie trzech bandytów, goniących mnie po lesie. Usłyszałam, jak mama ze świstem wciąga powietrze.
- Mogłaś zginąć! Co ja sobie myślałam, puszczając cię samą po te książki…
- Że jestem na tyle duża i odpowiedzialna, że potrafię o siebie zadbać? – podsunęłam, chcąc uspokoić mamę.
- Najwyraźniej się myliłam. No, ale nieważne. A zatem, kimże jest ten twój wybawca? – zapytała. Kątem oka dostrzegłam, jak ni stąd, ni zowąd, za mamą pojawia się Alex. Na dźwięk jego głosu zamarła w bezruchu, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nazywam się Alexander.
Bardzo mi miło panią poznać.
- Tak, ja tylko... Nie chcę dopuścić do siebie faktu, że to już koniec - powiedziałam cicho drżącym głosem. Niemal od razu poczułam, jak silne palce chłopaka splatają się z moimi. Ten prosty gest dodał mi odwagi. Cieszyłam się, że Alex tu był. Przy nim nie bałam się być sobą.
- Chodźmy. Twoja mama nie będzie czekać wiecznie, aż przyniesiesz jej te książki - powiedział, po czym pociągnął mnie w stronę osady.
- To ta chata po lewej, ze stodołą. I małym ogródkiem z przodu.
- Całkiem ładna - stwierdził Alex.
- Na lepszą nas nie stać - odparłam.
- Obiecuję, że jeszcze kiedyś zamieszkasz w ładnym domu.
- Składasz za dużo obietnic.
- Ale ich dotrzymuję.
- Masz rację - uśmiechnęłam się.
Gdy chwilę później stanęliśmy na progu mojej chaty, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zachwiałam się, na szczęście Alex mnie przytrzymał.
- Hej, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Nie opuszczę cię ani na krok.
- Nie o to chodzi. Nie boję się spotkania z mamą, lecz tego, że teraz wszystko będzie takie... zwyczajne.
- Dasz radę. Pomogę ci.
- Dziękuję, że tu jesteś, Alex. Gdyby nie ty, już dawno uciekłabym w las.
- Aż tak ci się tam spodobało? - chłopak uniósł brwi w zdziwieniu.
- Zawsze marzyłam o przygodzie. A teraz, kiedy muszę się z nią pożegnać
i otworzyć drzwi normalności, jakoś nie mogę się na to zdobyć.
- W takim razie, ja zrobię to za ciebie - powiedział Alex, otwierając drzwi. Przez moment zupełnie zapomniałam jak się oddycha. Czułam się jak jakaś dzikuska z puszczy, która znalazła się w nieodpowiednim środowisku. Nagle z sieni dobiegł mnie głos mamy, a ja zastygłam w miejscu. Dopiero gdy Alex wcisnął mi na ramię torbę z książkami, lekko oprzytomniałam.
- Idź. Będę zaraz za tobą - szepnął, popychając mnie do przodu.
- Olivia? Córeczko? - głos mamy przywrócił mnie do rzeczywistości. Szybkim krokiem przeszłam do kuchni. Mama stała przy palenisku i gotowała w garnku jakąś zieleninę. Skrzywiłam się lekko. Prawie zapomniałam, jak to jest żywić się samą wodą i warzywami, bądź co bądź, przez ostatnie cztery dni jadłam głównie zwierzęce mięso, w dodatku dość dobrze przyprawione.
- Cześć, mamo... - mruknęłam, podając jej torbę z książkami. Położyła ją na stole, a następnie mocno mnie przytuliła. W porównaniu z Alex'em, jej ramiona były szczupłe
i kościste, jego – ciepłe i silne.
- Olivio, martwiłam się o ciebie. Jak to dobrze, że wróciłaś cała i zdrowa.
- Tak, no więc, nie wróciłabym pewnie wcale, gdyby ktoś dwukrotnie nie uratował mi życia.
- Chryste Panie! Co się stało? Kto cię zaatakował? Jakieś zwierzę? A może leśny zbir?
- Szczerze powiedziawszy, trafiłaś w oba – przyznałam, krzywiąc się na wspomnienie trzech bandytów, goniących mnie po lesie. Usłyszałam, jak mama ze świstem wciąga powietrze.
- Mogłaś zginąć! Co ja sobie myślałam, puszczając cię samą po te książki…
- Że jestem na tyle duża i odpowiedzialna, że potrafię o siebie zadbać? – podsunęłam, chcąc uspokoić mamę.
- Najwyraźniej się myliłam. No, ale nieważne. A zatem, kimże jest ten twój wybawca? – zapytała. Kątem oka dostrzegłam, jak ni stąd, ni zowąd, za mamą pojawia się Alex. Na dźwięk jego głosu zamarła w bezruchu, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
Kocham twoje opowiadanie! Świetnie piszesz<3
OdpowiedzUsuńKiedy i czy wogóle będzie następny rozdział? Proszę pisz dalej! :c
Następny rozdział pojawi się jakoś w przeciągu kilku dni :) Dziękuję za komentarz - to najlepsza motywacja, by pisać dalej ;)
OdpowiedzUsuń