wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 13

              

            Minęło parę chwil, zanim dotarło do mnie, co Alex właśnie powiedział. Zamrugałam zaskoczona. To chyba sen. Jakim cudem on mnie tu znalazł? I po co w ogóle przyszedł?
              - Och - wyrwało mi się. - Wcale nie musiałeś jej dotrzymywać - powiedziałam, mając na myśli przysięgę.
              - Musiałem. To chyba logiczne, że troszczę się o osobę, na której mi zależy.
              - A więc jednak.
              - Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej. Mówiłem, że "może mi nie zależy", co nie oznacza, że to prawda. Zresztą, czy gdyby mi nie zależało, byłbym tutaj?
              - Gdyby ci zależało, nie pozwoliłbyś mi odejść - mruknęłam cicho. Alex pokręcił głową z poirytowaniem.
              - Posłuchaj... Powiedziałem ci, że jutro odprowadzę cię do domu. Pożegnamy się i każde wróci do swojego dawnego życia. Ale kiedy zobaczyłem ten smutek na twojej twarzy... A potem ta sprzeczka... Naprawdę, nie lubię i nie chcę się z tobą kłócić, boli mnie, gdy widzę, jak odsuwasz się ode mnie z każdym słowem. Dlatego kiedy powiedziałaś, że odejdziesz, coś mi zaświtało. Może jest sposób, żeby obyło się bez tych żałosnych pożegnań. Z tą myślą odsunąłem ci się z drogi. Wiem, co sobie wtedy myślałaś. Nie zależy mu, jaki on głupi, jak on mógł... Tak. Doskonale cię rozumiem. Tylko, że ja nigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego, gdybym nie miał powodu. Kiedy tylko się odwróciłaś, puściłem się biegiem w stronę domu, najciszej, jak dałem radę. Wiedziałem, że nie masz dokąd pójść i nie znasz drogi, więc łatwo mi będzie cię odnaleźć. Poza tym, zapomniałaś czegoś - dodał, podając mi torbę mojej ciotki.
               - Książki. Fakt, całkiem o nich zapomniałam. Wydają mi się takie nic nie warte, po tych wszystkich wydarzeniach.
               - Może i tak, ale twoja mama nie byłaby zbyt szczęśliwa, gdybyś wróciła bez nich, prawda?
               - Masz rację. Ale dalej cię nie rozumiem. Czy przez tę plątaninę zdań, chciałeś mi powiedzieć, że to wszystko było celowe?
               - Tak... Miło, że wreszcie na to wpadłaś.
               - Ale... To bez sensu.
               - Wcale nie. Pomyśl, czy gdybym obudził cię rano i powiedział, że musimy iść, zgodziłabyś się? Pewnie tak, ale zanim byśmy wyszli, ty jeszcze trzy razy przeszłabyś po domu, żeby dobrze go zapamiętać, rozpłakałabyś się, ja musiałbym cię pocieszać, jakby nie wystarczał mi żal, że muszę cię zostawić. A tak, ty, chcąc udowodnić sobie nie wiem co, poszłaś sama w środku nocy, beze mnie, oddalając się od znanych terenów tak bardzo, że powrót do chatki zająłby ci co najmniej godzinę. Tym sposobem, ja zawróciłem, wziąłem ci książki, trochę jedzenia i ruszyłem twoim śladem, który zresztą odnalazłem bez trudu, by przed wschodem słońca znaleźć cię śpiącą pod drzewem i nakryć ciepłą peleryną. Coś jeszcze wydaje ci się niezrozumiałe? - pokręciłam głową.
               - To był... Cóż, bardzo dobry plan. I skuteczny.
               - W rzeczy samej. Jednakże, jeśli nie dosłyszałaś, uwzględnia on słowo "jedzenie", więc może usiadłabyś i coś zjadła?
               - Doskonały pomysł. Umieram z głodu - wyznałam, sadowiąc się wygodnie pod drzewem. Alex nakrył mnie ponownie swoją peleryną, po czym podał mi niewielkie naczynie z jeszcze ciepłym gulaszem w środku.
               - Mmm... - westchnęłam, rozkoszując się smakowitym zapachem.
               - Smacznego - odparł chłopak, wyciągając w moją stronę rękę z łyżką. Wzięłam ją od niego i zaczęłam jeść. Po sytym posiłku, oddałam Alex'owi naczynia, a on zniknął z nimi gdzieś w krzakach. Po chwili ja również wstałam, ciekawa, co zajmuje mu tyle czasu. Ostrożnie przedarłam się przez krzaki, a moim oczom ukazał się dość szeroki strumień, w którym Alex spokojnie mył naczynia. Podeszłam do niego i zapatrzyłam się w cicho szumiącą wodę. Nawet nie zauważyłam, kiedy mnie popchnął. Z piskiem wpadłam do strumyka, rozchlapując wodę dookoła.
                - Hej, a to za co?! - krzyknęłam.
                - Za nic. Po prostu lubię patrzeć, jak się wściekasz - odparł Alex, śmiejąc się.
                - Jesteś okropny.
                - Wiem, inaczej byś mnie nie lubiła. Chodź, wyciągnę cię - zaoferował się, podając mi rękę. Ujęłam ją, uśmiechając się ironicznie.
                - Na twoim miejscu zaczęłabym się zastanawiać, kto wyciągnie ciebie - powiedziałam, po czym pociągnęłam Alex'a za sobą do wody.
                - I to ja niby jestem ten zły, tak? Popatrz na siebie - warknął, próbując opanować śmiech.
                - Patrzę. I wiesz co? Inaczej byś mnie nie lubił - zacytowałam go. Chłopak pokazał mi język, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
                Jeszcze przez jakiś chlapaliśmy się w leśnym strumieniu, jednak gdy słońce sięgnęło zenitu, musieliśmy wyjść.
                - Wyschniemy po drodze. Na nas już czas - powiedział Alex, patrząc na mnie poważnie. Skinęłam głową. Szliśmy głównym szlakiem przez jakieś czterdzieści minut, poszycie było coraz mniej gęste, aż w końcu szliśmy ścieżką, otoczoną zaledwie kilkoma świerkami i krzakami. Jeszcze parę kroków. Piętnaście. Dwanaście. Dziesięć. Osiem. Pięć. Cztery. Trzy. Dwa...
                - Witaj w moim świecie, Aleksandrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz