wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział 22


~ Alex ~

                Nie mogłem się ruszyć. Stałem i patrzyłem na postać przede mną,
z twarzą wyrażającą bezgraniczne zdziwienie. Mężczyzna miał ciemnobrązowe włosy, lekko przyprószone siwizną i niebieskie oczy, zaś kąciki jego ust uniosły się do góry w sposób, który Olivia tak bardzo lubiła u mnie.
                - Aleksandrze… minęło prawie pięć lat… - zaczął, podchodząc bliżej. Odruchowo cofnąłem się do tyłu i wymierzyłem w niego strzałę.
                - Nie zbliżaj się! – warknąłem, nie spuszczając z niego wzroku.
                - Synu, tak strasznie mi przykro… Przepraszam, że cię zostawiłem, jednak zrobiłem to nie bez powodu… Nie poznajesz mnie? Jestem twoim ojcem, jak mam ci to udowodnić? – Uniosłem wyzywająco głowę i zmrużyłem oczy. To nie może być mój ojciec, to niemożliwe.
                - To ja nauczyłem cię strzelać z tego łuku, pamiętasz? Albo jak razem tropiliśmy zwierzynę na kolację. I jeszcze te wieczory, gdy siedzieliśmy przy palenisku, ty, ja i twoja matka… - Tego było już za wiele. Rzuciłem się do przodu, przygniatając łukiem gardło mężczyzny. O dziwo, nawet nie próbował się bronić, gdy staliśmy tak przez chwilę, oparci o drzewo.
                - Nie waż się mówić o mojej matce! – syknąłem, ledwo nad sobą panując.
                - Niby dlaczego? Monika była nie tylko twoją mamą, ale i moją żoną. A jej śmierć nie była niczyją winą. Los postanowił nas rozdzielić
i stało się, lecz to nie oznacza, że jej nie kochałem. Bo kochałem, tak samo jak kocham ciebie. Więc będę o niej mówił, czy tego chcesz, czy nie – odparł stanowczym głosem.
                Nie miałem żadnego dowodu na to, że kłamał. Znał moje dzieciństwo, imię, a także moją matkę… To niepodważalnie był mój ojciec. Tylko teraz pozostało pytanie: dlaczego mnie zostawił? Jako osoba, na którą ludzie liczą, nie mogłem pozwolić sobie na chwile słabości, dlatego też moją wątpliwość szybko zastąpił gniew. Opuściłem łuk, odsuwając się na bok.
                 - Co tutaj robisz? Dlaczego wróciłeś? – spytałem. Mężczyzna zaśmiał się gorzko.
                - Wiem, co o mnie myślisz, Aleksandrze. „Uciekł, opuścił mnie, już nie wróci”. Myliłeś się, synu. Nie zostawiłem cię. Odszedłem, żeby przygotować nam lepsze życie. A dla ciebie bezpieczniej było zostać w chacie. Tu się wychowałeś, znasz te okolice. Czułem, że sobie poradzisz i nie myliłem się. Ale teraz pora, abyśmy wrócili do domu. Razem. – Patrzyłem na niego, powoli trawiąc to, co powiedział. To chyba sen.
                Odkąd odszedł, każdej nocy marzyłem o tym, żeby wrócił. Łudziłem się, że gdy rano się obudzę, on wciąż ze mną będzie. Pójdziemy na polowanie i na tropienie zwierząt, a potem będziemy strugać cynamonowe wykałaczki, nasz symbol wolności i niezależności. Pamiętałem go jako ojca, który dał mi większość mojej osobowości, pomógł ją ukształtować. I takiego ojca chciałem zapamiętać. A teraz, gdy on się tu pojawił, proponując mi byśmy znów byli jedną szczęśliwą rodziną, ja nie wiem co zrobić. Może Olivia będzie wiedziała… Właśnie, Olivia! Choć nie byłem pewny czy chcę, żeby poznała tego mężczyznę, prędzej czy później tak by się stało, więc lepiej zapobiec możliwym nieporozumieniom.
                 Odwróciłem się i podbiegłem do zbocza wąwozu.
                 - Liv! – zawołałem. Po chwili z zarośli wychyliła się twarz dziewczyny. – Chodź ze mną. Muszę ci kogoś przedstawić. – Olivia skinęła na znak, że rozumie, po czym razem zeszliśmy na Cynamonową Polanę. – Olivio, poznaj mojego ojca…  - Z wstrzymanym oddechem patrzyłem jak dziewczyna podchodzi i podaje mu rękę.
                 - Miło mi cię poznać, Olivio. Jestem Daniel. Cieszę się, że mój syn ma kogoś takiego jak ty. Założę się, że okoliczności waszego spotkania były dość niezwykłe… - Spiąłem się na te słowa, gdyż nie do końca rozumiałem ich znaczenie, ale kiedy spojrzałem na Olivię, zdumiałem się jeszcze bardziej. Na twarzy dziewczyny nie było bowiem strachu czy niepokoju. Stałem tak kompletnie osłupiały: Liv się uśmiechała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz