sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 20


~ Liv ~

          Kiedy otworzyłam oczy, było jeszcze ciemno, ale niebo powoli zaczynało nabierać barw zwiastujących świt. Przeciągnęłam się, po czym usiadłam na posłaniu.
          Tej nocy miałam niesamowity sen. Był w nim Alex, całujący mnie,
a świat wokół nie istniał. Dawno nie czułam się tak wspaniale. Szkoda, że to tylko sen…
          Spojrzałam na dwa posłania obok. Alex i Lena jeszcze spali, więc poruszając się w miarę możliwości po cichu, przeszłam do przedsionka. Otworzyłam drzwi młyna. Poranek był mroźny, ale nie aż tak, żeby nie dało się wyjść. Wzięłam pelerynę, wiszącą przy drzwiach, po czym opuściłam pomieszczenie. Podeszłam do tylnej części młyna, gdzie Lena schowała łuki. Podczas nieobecności Alexa nauczyła mnie strzelać, żebym zajęła swoje myśli czymś pożytecznym. Może już czas, by sprawdzić moje umiejętności. Łuk Alexa został w przybudówce, ja zaś wzięłam swój, zrobiony przez Lenę, o zdobionym łęczysku, po czym wróciłam na zewnątrz. Za młynem znajdowała się duża polana, otoczona wokół drzewami, do których Lena przymocowała słomiane tarcze.
            Stanęłam pośrodku pokrytego śniegiem placu, zakładając cięciwę na łęczysko. Gdy łuk był gotowy do użycia, przybrałam odpowiednią pozycję, naciągnęłam cięciwę, a potem wypuściłam strzałę spomiędzy palców. Cichy świst przeszył powietrze, gdy śmignęła w stronę tarczy, przebijając ją na wylot. Zadowolona z sukcesu, szybko wyciągnęłam kolejny pocisk i oddałam strzał. Widząc, że jakość strzałów jest coraz lepsza, kontynuowałam ćwiczenie, naciągając cięciwę raz za razem, tym samym zwiększając częstotliwość uderzeń w tarczę.
            Nagle poczułam ciepły oddech na karku. Zamarłam z łukiem w ręce, niezdolna się poruszyć.
            - Ćwicz dalej. Dobrze ci idzie. – Głos Alexa tuż przy moim uchu sprawił, że po plecach przeszedł mi dreszcz. Nigdy nie pojmę, jak on to robi, że porusza się tak bezszelestnie. Odwróciłam się.
            - Jak długo mnie obserwujesz? – spytałam. Chłopak z rozbawieniem przechylił głowę na bok.
            - Dość długo – odparł, podchodząc bliżej. Gdy jego wzrok spoczął na moich ustach, rumieniec zakwitł mi na policzkach. Przed oczami miałam scenę ze swojego snu: jego usta na moich, delikatny dotyk, niczym muśnięcie piórkiem… A teraz nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
             - Rumienisz się – stwierdził Alex, uśmiechając się drwiąco. – O czym myślisz?
             - O niczym – odparłam, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
             - Ach, tak? W takim razie bardzo ciekawe jest to twoje nic, skoro potrafi wywołać u ciebie taką reakcję. – Przewróciłam oczami.
             - No dobrze, wygrałeś. Przypomniał mi się mój dzisiejszy sen.

~ Alex ~

             - Sen, powiadasz? A cóż ci się śniło? – spytałem. Liv przygryzła dolną wargę, niepewna czy może odpowiedzieć.
             - Tak jakby… my. Śniło mi się, że spałam, a ty przyszedłeś, pochyliłeś się nade mną i … . – Kiedy urwała, miałem pewność. A więc pamięta! Nie wiem, jakim cudem jest to możliwe, skoro spała, ale jednak. Teraz było mi równie niezręcznie jak jej.
             - I co? – spytałem, choć znałem odpowiedź.
             - Pocałowałeś mnie – wydukała, odwracając wzrok.
             - Doprawdy? I jak było?
             - To tylko sen. Nic nie znaczy.
             - Może kiedyś się spełni… - mruknąłem, odchodząc w stronę młyna. Choć trochę obawiałem się jej reakcji, w głębi ducha cieszyłem się, że mój pocałunek wyrył się w jej pamięci. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że Liv stoi za mną w kompletnym osłupieniu.
             Słońce było już wysoko na niebie, a z nieba prószył lekki śnieg, kiedy Olivia wróciła z polany. Lena właśnie podgrzewała wodę w garnku nad ogniskiem, a wilki leżały koło niej, niczym anioły stróże.
             - Proszę, proszę. Wojowniczka wróciła – mruknęła dziewczyna, podnosząc głowę. Liv spojrzała na nią spod zmrużonych powiek.
             - O co ci chodzi?
             - O nic - odparła Lena, unosząc ręce w obronnym geście. - Miło, że do nas dołączyłaś. - Wstałem z miejsca i podszedłem do Olivii. Przystanęła dopiero, gdy znaleźliśmy się w oddzielnej części młyna, służącej za spiżarnię. Odwróciła się w moją stronę, krzyżując ręce na piersi.
             - Liv, jaka ty jesteś przewidywalna. Byłaś bliska łez, kiedy się ocknąłem, ale już na drugi dzień znalazłaś powód, by mnie unikać. Dlaczego? Dlaczego ze mną po prostu nie porozmawiasz?
            - Ja… - zaczęła, lecz wtedy dobiegł nas krzyk Leny:
            - Dym! Dym nad drzewami!
------------------------------------------------------------------------
I jak, podoba się? :D /P.

2 komentarze:

  1. Śliczny rozdział! Przepraszam, że teraz komentuję, ale wcześniej nie miałam czasu :/ Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i tego co tam się będzie działo! Duuuużo weny życzę!!! :*

    OdpowiedzUsuń