czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 21


~ Liv ~

            Razem z Alexem wybiegliśmy z młyna. Lena stała na kładce nad młyńskim kołem, wskazując coś w oddali.
            - Mamy towarzystwo. Ktoś rozpalił ogień. – Alex szybko wspiął się na górę i spojrzał we wskazanym kierunku, szacując odległość.
            - Ten dym oznacza kłopoty – mruknął.
            - Skąd wiesz? – spytałam. Chłopak popatrzył na mnie znaczącym wzrokiem.
            - Bo tam jest mój dom.
            Cisza, która zapadła po tych słowach była wręcz namacalna. Lena uniosła pytająco brwi.
            - Mieszkasz w lesie? – Alex skinął głową.
            - Muszę to sprawdzić – rzekł po chwili, schodząc z drewnianej konstrukcji.
            - Idę z tobą – powiedziałam, siląc się na stanowczość. Nie sądziłam, że się zgodzi, dlatego też byłam zaskoczona, gdy powiedział:
            - To chyba oczywiste. – Po czym zwrócił się do Leny.
            - Heleno, ty będziesz mi potrzebna tutaj. Zostaniesz, a gdybyśmy nie wrócili do wieczora, ruszysz z wilkami w naszą stronę. W razie czego zagwizdam. To będzie nasz sygnał. Zrozumiałaś?
            - Jasne.
            - W takim razie ruszamy – powiedział Alex, biorąc swój łuk i kołczan ze strzałami. Po chwili wahania dotknęłam delikatnie jego ramienia.
               - Jesteś pewien? – zapytałam. – Dopiero co wyzdrowiałeś, nie powinieneś się nadwyrężać.
               - Jestem innego zdania. Poza tym idziesz ze mną. Nie będę sam.
               Westchnęłam z rezygnacją.
               - Niech będzie. Leno – zwróciłam się do dziewczyny. – Dziękuję ci za wszystko. Twoja pomoc naprawdę wiele dla mnie znaczy. Do zobaczenia wkrótce.
               - Do zobaczenia.
               Gdy słońce sięgnęło zenitu, opuściliśmy Stary Młyn. Ruszyliśmy ścieżką na północ, skąd po pewnym czasie trafiliśmy na gościniec. Padał śnieg, przez co nasze ślady znikały w przeciągu kilku sekund. Mróz szczypał
w policzki. Otuliłam się szczelniej peleryną i zarzuciłam kaptur. Z ulgą zauważyłam, że Alex zrobił to samo. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chłopak spojrzał na mnie z ukosa.
               - No co?
               - Nic.
               - Przecież wiem. Nie jestem idiotą. Wystarczająco długo naginałem przysięgę będąc nieprzytomnym. Nie zamierzam zostawiać cię bez opieki, bo znów coś mi się stanie. Żadna choroba nie ma prawa stanąć mi na drodze.
               - Och, jedna taka łazi za tobą bez przerwy. – Alex uniósł brwi.
               - Czyżby? A cóż ty nazywasz chorobą?
               - A takie bezbronne chuchro, które uczepiło się ciebie jak rzep psiego ogona. Jest na tyle paskudne, że prawdziwej choroby łatwiej się pozbyć. To jest raczej pasożyt – stwierdziłam z uśmiechem.
               - Powiadasz? To może powinienem go usunąć?
               - Czy ja wiem… A w jaki sposób byś się do tego zabrał?
               - Hmm. Może w taki? – mruknął Alex, z zadziwiającą szybkością biorąc mnie na ręce. Nawe nie zauważyłam, kiedy odrzucił łuk.
               Pisnęłam i zaczęłam się śmiać. Tak bardzo mi tego brakowało, tej energii bijącej z jego wnętrza. Twarz chłopaka rozjaśnił uśmiech, gdy wykonał kilka obrotów wokół własnej osi, tym samym wywołując u mnie wrzask przerażenia. Tak… Alex stanowczo odzyskał siły.
                - Stop! Ratunku! Dosyć!– krzyczałam, jednak moje wołanie
o pomoc niespecjalnie przejęło chłopaka.
                - Mam przestać? – spytał, wciąż kręcąc się ze mną w kółko.
                - Taaak! – Mój pisk przeszył powietrze. Alex zwolnił i zatrzymał się. Jego czarne oczy odzyskały dawny srebrny blask.
                - No dobrze, mój pasożycie. To co teraz?
                - Musimy dojść do chatki. Najszybciej będzie przez Cynamonowy Wąwóz.
                - Też mi się tak wydaje – odparł, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie minęło dziesięć minut, jak zapytał:
                - O czym myślisz?
                - O tym, co lub kogo możemy zastać na miejscu, gdy już tam dotrzemy.
                - Tak… Kwestia godna przemyśleń. Jak sądzisz, kto to może być?
                - Nie wiem. Pewnie niedługo się dowiemy. – Alex pokiwał głową w zamyśleniu i zamilkł na kilka sekund.
                - Coś mi się zdaje, że miałaś ze mną porozmawiać – stwierdził, patrząc na mnie poważnie.
                - Nie zdaje ci się. Kłopot w tym, że nie wiem, czy powinnam ci to powiedzieć…
                - Powinnaś być szczera, zarówno w stosunku do mnie jak i do samej siebie. – Wzięłam głęboki oddech i już chciałam się odezwać, gdy Alex przesłonił mi usta dłonią.
                - Ani drgnij – wyszeptał, wpatrzony w jakiś punkt przed nami. Teraz dotarło do mnie, że już jesteśmy przed wąwozem. – Nie jesteśmy sami – mruknął, wyciągając strzałę z kołczana. – Zostań tu.
                W milczeniu obserwowałam jak Alex cicho zsuwa się na dno wąwozu. Kątem oka dostrzegłam nagły ruch za pniem cynamonowego drzewa. Nie umknęło to także uwadze Alexa, który niepostrzeżenie zbliżał się do ukrytej postaci. Pomimo dzielącej nas odległości, słyszałam wyraźnie słowa chłopaka, wypowiedziane głosem mrożącym krew w żyłach:
                 - Kimkolwiek jesteś, pokaż się. W przeciwnym razie doradzałbym natychmiastową ucieczkę. – Alex naciągnął łuk i wycelował w odpowiednim kierunku. Po chwili zza pnia wyłoniła się postać w brązowej pelerynie,
z saksą przyczepioną do skórzanego pasa i odrzuciła kaptur do tyłu, ukazując twarz. Zbladłam na dźwięk słów mężczyzny:
                - Witaj, synu.

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 20


~ Liv ~

          Kiedy otworzyłam oczy, było jeszcze ciemno, ale niebo powoli zaczynało nabierać barw zwiastujących świt. Przeciągnęłam się, po czym usiadłam na posłaniu.
          Tej nocy miałam niesamowity sen. Był w nim Alex, całujący mnie,
a świat wokół nie istniał. Dawno nie czułam się tak wspaniale. Szkoda, że to tylko sen…
          Spojrzałam na dwa posłania obok. Alex i Lena jeszcze spali, więc poruszając się w miarę możliwości po cichu, przeszłam do przedsionka. Otworzyłam drzwi młyna. Poranek był mroźny, ale nie aż tak, żeby nie dało się wyjść. Wzięłam pelerynę, wiszącą przy drzwiach, po czym opuściłam pomieszczenie. Podeszłam do tylnej części młyna, gdzie Lena schowała łuki. Podczas nieobecności Alexa nauczyła mnie strzelać, żebym zajęła swoje myśli czymś pożytecznym. Może już czas, by sprawdzić moje umiejętności. Łuk Alexa został w przybudówce, ja zaś wzięłam swój, zrobiony przez Lenę, o zdobionym łęczysku, po czym wróciłam na zewnątrz. Za młynem znajdowała się duża polana, otoczona wokół drzewami, do których Lena przymocowała słomiane tarcze.
            Stanęłam pośrodku pokrytego śniegiem placu, zakładając cięciwę na łęczysko. Gdy łuk był gotowy do użycia, przybrałam odpowiednią pozycję, naciągnęłam cięciwę, a potem wypuściłam strzałę spomiędzy palców. Cichy świst przeszył powietrze, gdy śmignęła w stronę tarczy, przebijając ją na wylot. Zadowolona z sukcesu, szybko wyciągnęłam kolejny pocisk i oddałam strzał. Widząc, że jakość strzałów jest coraz lepsza, kontynuowałam ćwiczenie, naciągając cięciwę raz za razem, tym samym zwiększając częstotliwość uderzeń w tarczę.
            Nagle poczułam ciepły oddech na karku. Zamarłam z łukiem w ręce, niezdolna się poruszyć.
            - Ćwicz dalej. Dobrze ci idzie. – Głos Alexa tuż przy moim uchu sprawił, że po plecach przeszedł mi dreszcz. Nigdy nie pojmę, jak on to robi, że porusza się tak bezszelestnie. Odwróciłam się.
            - Jak długo mnie obserwujesz? – spytałam. Chłopak z rozbawieniem przechylił głowę na bok.
            - Dość długo – odparł, podchodząc bliżej. Gdy jego wzrok spoczął na moich ustach, rumieniec zakwitł mi na policzkach. Przed oczami miałam scenę ze swojego snu: jego usta na moich, delikatny dotyk, niczym muśnięcie piórkiem… A teraz nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
             - Rumienisz się – stwierdził Alex, uśmiechając się drwiąco. – O czym myślisz?
             - O niczym – odparłam, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
             - Ach, tak? W takim razie bardzo ciekawe jest to twoje nic, skoro potrafi wywołać u ciebie taką reakcję. – Przewróciłam oczami.
             - No dobrze, wygrałeś. Przypomniał mi się mój dzisiejszy sen.

~ Alex ~

             - Sen, powiadasz? A cóż ci się śniło? – spytałem. Liv przygryzła dolną wargę, niepewna czy może odpowiedzieć.
             - Tak jakby… my. Śniło mi się, że spałam, a ty przyszedłeś, pochyliłeś się nade mną i … . – Kiedy urwała, miałem pewność. A więc pamięta! Nie wiem, jakim cudem jest to możliwe, skoro spała, ale jednak. Teraz było mi równie niezręcznie jak jej.
             - I co? – spytałem, choć znałem odpowiedź.
             - Pocałowałeś mnie – wydukała, odwracając wzrok.
             - Doprawdy? I jak było?
             - To tylko sen. Nic nie znaczy.
             - Może kiedyś się spełni… - mruknąłem, odchodząc w stronę młyna. Choć trochę obawiałem się jej reakcji, w głębi ducha cieszyłem się, że mój pocałunek wyrył się w jej pamięci. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że Liv stoi za mną w kompletnym osłupieniu.
             Słońce było już wysoko na niebie, a z nieba prószył lekki śnieg, kiedy Olivia wróciła z polany. Lena właśnie podgrzewała wodę w garnku nad ogniskiem, a wilki leżały koło niej, niczym anioły stróże.
             - Proszę, proszę. Wojowniczka wróciła – mruknęła dziewczyna, podnosząc głowę. Liv spojrzała na nią spod zmrużonych powiek.
             - O co ci chodzi?
             - O nic - odparła Lena, unosząc ręce w obronnym geście. - Miło, że do nas dołączyłaś. - Wstałem z miejsca i podszedłem do Olivii. Przystanęła dopiero, gdy znaleźliśmy się w oddzielnej części młyna, służącej za spiżarnię. Odwróciła się w moją stronę, krzyżując ręce na piersi.
             - Liv, jaka ty jesteś przewidywalna. Byłaś bliska łez, kiedy się ocknąłem, ale już na drugi dzień znalazłaś powód, by mnie unikać. Dlaczego? Dlaczego ze mną po prostu nie porozmawiasz?
            - Ja… - zaczęła, lecz wtedy dobiegł nas krzyk Leny:
            - Dym! Dym nad drzewami!
------------------------------------------------------------------------
I jak, podoba się? :D /P.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 19


~ Alex ~


          Lena usiadła na jednym z kamieni, ułożonych wokół ogniska. Rozpaliła je, żeby było nam cieplej, a potem przykryła Olivię kocem i wróciła do mnie. Pięć wilków podążyło za nią, niczym cienie, po czym położyły się na podłodze.         
          - Jak to możliwe, że stworzenia na które ja poluję od kilku lat, leżą wokół ciebie, nie czyniąc ci krzywdy? – spytałem, patrząc nieufnie w stronę drapieżników. Lena wzruszyła ramionami.
         
          - Jako dziecko mieszkałam w lesie z rodzicami. Mój tata był leśniczym. Mieliśmy piękny dom w środku lasu. Pewnej nocy rodzice zabrali mnie na spacer. Była pełnia księżyca, początek zimy. Szliśmy głównym szlakiem, las nocą jest naprawdę piękny. Gdzieś niedaleko zawył wilk, 
a chwilę później otoczyła nas cała wataha. Jak na złość, nagle niebo pociemniało i zerwał się silny wiatr. Pamiętam, jak tata wziął mamę za rękę, a ona mocno mnie przytuliła. „Kocham cię, Heleno. A teraz biegnij. Cokolwiek się stanie, nie odwracaj się za siebie.”          
           - Tak naprawdę nazywasz się Helena? – spytałem, przerywając jej. Skinęła głową 
i kontynuowała opowieść.          
           - No więc zrobiłam, co mi kazano. Uciekłam. Za plecami słyszałam krzyki ojca i płacz mamy, lecz nie zatrzymywałam się. W końcu odgłosy ucichły. Przystanęłam, chowając się za drzewem. I odwróciłam się. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Krew była wszędzie. Na pyskach i futrze wilków, na krzakach jagód i na gościńcu. Wsiąkała w śnieg, który zdawał się topnieć pod jej temperaturą. Zadrżałam od tłumionego płaczu. Wiedziałam, co się stało.
I wtedy poczułam ciepły oddech na karku. Za mną stała ogromna szara wilczyca. Mało nie zemdlałam na jej widok. Lecz ona tylko na mnie patrzyła. Nie jak drapieżnik na swoją ofiarę, bardziej jak matka na dziecko. Ostrożnie popchnęła mnie pyskiem, pokazując, gdzie mam iść. Ruszyłam za nią. Zaprowadziła mnie do groty, gdzie prawdopodobnie mieszkała. Jak się okazało, miała młode. Pięć puszystych kulek otoczyło nas, gdy tylko znalazłyśmy się w środku. Maluchy stały się dla mnie jak przybrane rodzeństwo, opiekowałam się nimi, gdy wilczyca szła na polowanie. Nadałam im imiona, podobnie jak mojej wybawicielce. Nazywałam ją Danu, co
w mitologii celtyckiej znaczy „matka wszystkich”. Jej dzieci otrzymały imiona pasujące do wyróżniających je cech. Kieł, czarny wilczek z żółtymi ślepkami zawdzięcza swoje imię przydługim kłom. Ryk, Wilka i Loki to szare trojaczki
o zielonych oczach. Ich imiona wymyśliłam na poczekaniu. Ryk, bo cały czas warczał bez powodu, co brzmiało jak ryk groźnego zwierzęcia. Wilka, bo była pierwszą wilczycą w stadzie. A Loki to imię olbrzyma z mitologii nordyckiej, który stworzył największe potwory, między innymi wilka Fenrira, o którym krążą liczne legendy. To imię pasowało do niego jak ulał, gdyż był największy ze stada. No i na końcu Mara, biała wilczka o błękitnych oczkach, która nocą wyglądała jak senna mara.
         
              Żyłam tak przez osiem lat, aż pewnego dnia Danu nie wróciła na noc. Kiedy poszłam jej szukać, znalazłam ją martwą w zastawionych sidłach. Wróciłam do groty. Było mi smutno, to tak jakbym drugi raz straciła matkę. Wiedząc, że wilki nie mają nikogo innego, zostałam z nimi. Od tamtej pory jesteśmy nierozłączni.
           
             - Zaraz, to znaczy, że te wilki….
           
             - Tak, to one – Lena uśmiechnęła się i pogłaskała czarnego wilka, który leżał u jej stóp. Kieł.
           
             - Niesamowite – mruknąłem.
           
             - Nie bardziej, niż to, że dochodzi północ i powinieneś się przespać.
                         - Spałem wystarczająco. Chcę wiedzieć, co się wydarzyło pod moją nieobecność. Jak to znosiła Liv? Nie odpuszczę, póki się nie dowiem.           
             - Ty się chyba nigdy nie poddajesz, co?
           
             - Nie, jeśli chodzi o nią – Lena pokiwała głową z uznaniem.
           
             - Dobrze więc, niech będzie jak chcesz. Jak już wiesz, mieszkałam
w Wilczej Grocie razem ze stadem. Trzy tygodnie temu w nasze okolice przyczołgała się jakaś dziewczyna. Dosłownie, szła na kolanach, pokładając się na śniegu, drapiąc paznokciami ziemię i krztusząc się kaszlem. Na jej widok aż zamarło mi serce. Wyglądała jak wrak człowieka. Łzy zamarzły jej na twarzy, tworząc podłużne sople na policzkach. Dłonie miała lodowate, z licznych zadrapań płynęła krew. Nie wiedziałam, ile czasu tak wędrowała i skąd zmierzała, ale wiedziałam, że nie mogę jej tam zostawić na pastwę losu. Podeszłam do niej, chcąc pomóc, ale odepchnęła moją rękę. Chciała krzyczeć, lecz jej gardło już nie dawało rady. Koniec końców dopiero, gdy straciła przytomność udało mi się ją przytargać do groty i ułożyć na miękkim futrze. Wilki położyły się przy niej, zapewniając potrzebne ciepło. Po godzinie się ocknęła. Nie chcąc jej przemęczać, spytałam tylko, co tu robi. Pokręciła głową, a jej usta poruszyły się bezgłośnie, gdy próbowała wyszeptać jedno słowo, twoje imię. - Dziewczyna spojrzała na mnie, lecz ja nie byłem w stanie patrzeć na nią. Gorące łzy spływały mi po twarzy i nie był to widok, którym mógłbym się poszczycić. Ale to, co usłyszałem wstrząsnęło mną tak bardzo, że nie byłem pewny, czy chcę słuchać dalej. Zerwałem się z miejsca, ruszając do posłania Olivii. Lena nawet nie drgnęła. W sumie jej się nie dziwię, w końcu ona widziała to wszystko na własne oczy.
            Liv leżała na plecach, z twarzą zwróconą w stronę ognia. Klęknąłem przy niej, wolną ręką odgarniając jej włosy z twarzy. Już zapomniałem jaka jest piękna, kiedy śpi. Oh, Liv… Przez co ty musiałaś przejść, żeby mnie odzyskać? Przed oczami stanął mi jej obraz, jak czołga się po śniegu, zmarznięta, wołająca mnie bez skutku.
            I wtedy zrobiłem coś, czego nie zrobiłbym w żadnej innej sytuacji: pocałowałem ją. Gdy tylko jej usta dotknęły moich, czas się zatrzymał. Były tak miękkie, delikatne i smakowały czymś słodkim. Boże, wszystko bym oddał, żeby ona była teraz przytomna 
i świadoma tego, co właśnie uczyniłem. Ostrożnie odsunąłem się od niej, sprawdzając, czy przypadkiem się nie obudziła. Na szczęście spała spokojnie. Może to nie był taki dobry pomysł…
I tak nie będzie o niczym wiedzieć, gdy się obudzi. Co mnie napadło, żeby ją całować? Ale z drugiej strony, czy mogę mieć pewność, że będę mógł to zrobić ponownie?
---------------------------------------------------------------
Tak, wiem, ja też się cieszę z tego rozdziału ;p Jak to ujęła moja najlepsza przyjaciółka "Uduszę cię, jak natychmiast nie napiszesz kolejnego rozdziału!" xD To jak, mam pisać następny? :) :* /P.